Jadąc
do pracy podmiejską kolejką przeczytałam w „Metrze”: „Sąd w
Grodzisku Wielkopolskim ukarał wczoraj naganą sześć osób, na
których działkach rosło parę krzaczków maków.” Na działce
pani prezes Rodzinnego Ogrodu Działkowego w Rakoniewicach wytropiono
aż dwie rośliny! I postawiono zarzuty: nielegalna uprawa maku
niskomorfinowego. No nic dziwnego, przecież pani działkowiec
(działkówka? działkarka? działkowniczka?) mogłaby wyprodukować
opium. Pani działkówka uparcie twierdzi, że to samosiejki. Kręci :)
W
tej sytuacji należałoby ukarać przede wszystkim sprawcę tego
niecnego czynu czyli wiatr bezczelnie roznoszący nasiona roślin. A
może do ogródka pani działkarki nasiona podrzucili zawistni
sąsiedzi, a potem napuścili policję? W końcu nic tak Polaka nie
cieszy jak nieszczęście bliźniego.
Jak
się bronić przed tak podstępnymi czynami? To proste: chować
ogródek pod moskitierą. Można by to zapisać w Ustawie o
przeciwdziałaniu narkomanii. Przykryjmy również łąki, lasy, a
nawet torowiska. Przecież mieszkańcy Trójmiasta wiosną mogą
cieszyć oczy czerwonymi, makowymi kobiercami, rozciągającymi się
m.in. wzdłuż torów, w samym centrum miasta. Rzecz jasna nie tylko
w Trójmieście. I policja tego nie widzi? Nie ściga? Za szablę nie
chwyta? Nikt nie donosi o tym odrażającym czynie stróżom prawa?
PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. powinny usłyszeć zarzuty za
propagowanie narkomanii, chyba... że to tajny sposób na zdobycie
funduszy, żeby polska kolej w końcu zaczęła przypominać kolej, a
nie złomowisko mknące po szynach w „zawrotnym” tempie. W takim
wypadku należy się medal za zaradność. Warto też wziąć pod
lupę Lasy Państwowe. Leśnicy chyba mają w nosie czy bezbronne
dziecię znajdzie w lesie kwiatek z czerwonymi płatkami. I zakazać
dobranocki „Makowa panienka” - pokolenie PRL-u wychowało się na
niej i skutkiem są m.in. tworzone prawne absurdy.
Sytuacja
na wielkopolskich działkach śmieszy tym bardziej, że – jak kraj
długi i szeroki – wszyscy dyskutują o tajemniczej przesyłce
zamówionej (?) przez Ramonkę, psinkę – narkomankę piosenkarki
Kory. Cóż, prokuratura, która przyznaje w mediach, że trudno
będzie udowodnić, że pies oczekiwał na przesyłkę z maryhą,
śmieszy i przestrasza. Kora z 3 gramami ziela w ręku to też
zagrożenie społeczne.
Nie
słyszałam, żeby w Wielkiej Brytanii problemem numer jeden była
maryśka. Dlaczego wspominam o tym kraju? W trakcie toczącej się u
nas od lat dyskusji na temat maryhy, w 2010 r. przykuł mój wzrok
sklep w Londynie (na zdjęciu). Ech... cywilizacja. Czy w polskiej
siermiężnej rzeczywistości nie ma poważnych problemów do
rozwiązania?
Z
jednej strony - prawo jest po to, żeby go bezwględnie przestrzegać,
bo tylko wtedy może być skuteczne. Z drugiej strony – co za tęgie
głowy stworzyły prawo, zgodnie z którym można karać ludzi za
dwie makówki – samosiejki w ogrodzie lub za kilka gram ziela? To
dlaczego nie karać za posiadanie pół litra wódki lub paczki
papierosów? Żeby było jasne – twarde narkotyki powinny być
bezwględnie zakazane.