Dlaczego zazwyczaj
musimy mieć okazję, żeby okazać jakieś ludzkie odruchy?
Święta... Nie lubię jakichkolwiek świąt, bo za tym hasłem zbyt
często kryje się zbyt wiele obłudy.
Może by tak nakarmić
głodnego bez okazji? Przestać knuć w pracy – nie tylko przez
godzinkę w czasie pracowniczej wigilii? Pogodzić się z bliskimi?
Może nie czekajmy na rocznicę ślubu i powiedzmy mężowi czy
żonie, że ich kochamy? Może nie trzeba czekać na Dzień Matki,
żeby ją odwiedzić i powiedzieć kilka ciepłych słów? Lub –
jeśli razem się mieszka – pomóc jej w domu i powiedzieć, że
jest super? Zawsze śmieszyło mnie przygotowywanie przez dzieci
śniadania i posprzątanie w domu – z okazji Dnia Matki (nie, u
mnie jest trochę inaczej). Dotyczy to też Dnia Kobiet - to
klasyka gatunku. Nawet najpaskudniejszy i bijący mąż przytarga do
domu zdechłego tulipana, a żona omdlewa z radości, że pamiętał.
Kwadrans po wręczeniu kwiatka jest jak zwykle – oschłość,
cisza, lub awantura "bo zupa była za słona".
Drobny prezent i dobre
słowo bez okazji są dla mnie więcej warte, niż te "z
okazji", bo wtedy przecież nie wypada inaczej się zachować.
Wszystkim potrzeba trochę
magii zawartej w zwykłych, szczerych gestach. Niekoniecznie z
jakiejś okazji. Fot. babadziwo007
Weźmy takie święta
Bożego Narodzenia oraz Wielkiej Nocy.
Dla ludzi prawdziwie
wierzących jest to świętowanie przyjścia na świat Zbawiciela
oraz jego zmartwychwstania. Jeśli w sposób religijny przeżywają
to ludzie wierzący – w porządku. Jednak ile Polaków jest
wierzących prawdziwie? Nie na pokaz? Tak na szybko wujek google
pokazał mi dane z listopada 2011 r.: 95 % Polaków deklaruje się
jako katolicy. Rozglądajac się wokół mam poważne wątpliwości...
Pasterka – kolędy
śpiewają i głośno się modlą pierwsze ławki. Z tyłu kościoła
stoją niemi statyści. Wstydzą sie modlić? Całkiem spore stado
stoi przed kościołem, z czego wielu napitych i wulgarnie
komentujących to, jak ubrała się sąsiadka. Po co przyszli? By uczcić narodziny dzieciątka Jezus?
Wigilia i śniadanie
wielkanocne. Rozróżniam trzy typy.
Uroczystość pracownicza
– ludzie, którzy na codzień wbiliby sobie nóż w plecy, którzy
knują jak wygryźć kolegę, który jest przeszkodą na drodze do
awansu, z obłudnym uśmiechem składają sobie "szczere
życzenia" i łamią się opłatkiem. Brrrr....
Wigilia (i śniadanie
wielkanocne) dla bezdomnych – dwa razy w roku uspokajamy swoje
sumienia urządzając "wielkie żarcie" dla tych, którzy
są zagubieni w życiu, którym na codzień państwo nie potrafi
pomóc, bo jest źle zarządzane. Czy ludzie biedni tylko dwa razy do
roku mają prawo jeść? Dorzucamy się do świątecznych paczek,
żeby dzieci chociaż w święta mogły dostać zabawkę, słodycze,
i usiąść do stołu, na którym jest jedzenie. To bez wątpienia
szlachetne gesty, dlaczego jednak by pomóc musimy mieć alibi w
postaci świąt? Kilka lat temu widziałam w TV (bądź słyszałam w
radiu) reportaż o naprawdę biednej rodzinie, która z okazji
pierwszej komunii dziecka zaszalała i zjadła normalny obiad. Na
codzień nie było ich stać na obiad!!! Dlaczego?
No i trzeci rodzaj wigilii
(i śniadania wielkanocnego) – w rodzinnym gronie. Zbyt
często przypomina to świętowanie pracownicze. Domownicy skłóceni
przez cały rok, dwa razy w roku uśmiechają się jakby nigdy nic i
składają nieszczere życzenia. Bo wypada. Jeśli rzeczywiście są
wierzący, powinni sobie po prostu wybaczyć zaszłości i żyć w
zgodzie z przykazaniami. Jeśli jednak są jedynie zwolennikami świąt
marki Coca Cola, gdzie najwyższą wartością są przedświąteczne
rajdy po galeriach handlowych, to po co urządzają "szopkę" z okazji
Bożego Narodzenia? I nie mówię tu o szopce z figurkami trzech króli...