czwartek, 17 października 2013

Fotel dentystyczny rozpozna pedofila

Jeśli dziecko boi się dentysty, to jest molestowane seksualnie, lub jest ofiarą przemocy domowej – to wnioski z raportu przygotowanego pod patronatem rzecznika praw dziecka i zamieszczonego na jego oficjalnej stronie. W życiu nie słyszałam większej bzdury. Świat zwariował.

Współautorami raportu – według mediów - są brat i bratowa rzecznika. Ciekawe czy te bzdury napisali charytatywnie, czy też na tym sporo zarobili? Ale to zupełnie inny problem.

Tylko dwa cytaty z raportu: „Problemy z zachowaniem na fotelu stomatologicznym (strach, niechęć do otwierania jamy ustnej) mogą świadczyć o znęcaniu się psychicznym opiekuna nad dzieckiem, stosowaniu przemocy, a wreszcie wykorzystywaniu seksualnym” oraz „Strach i niepokój dziecka na fotelu dentystycznym, a dodatkowo nieradzenie sobie z zachowaniem dziecka, mogą świadczyć o przemocy psychicznej stosowanej przez rodziców wobec dzieci”.


Szczerze mówiąc nie znam dziecka, które po poznaniu rozkosznych doznań, jakie daje wiertło wgryzające się w ząb, nie bałoby się dentysty. W moich czasach szkolnych, kiedy w każdej szkole był gabinet stomatologiczny, a do klasy wchodziła asystentka „oprawcy”, absolutnie cała klasa doznawała jakiegoś dziwnego paraliżu na jej widok. Paraliż mijał dopiero wtedy, kiedy asystentka obwieściła kto jest „ofiarą” i wyprowadziła biedaka na „męki” na fotelu dentystycznym. Nie przypuszczam, żeby dzisiaj było inaczej, choć... Już rozumiem, dlaczego dzisiaj rzadkością jest stomatolog w szkole. Rząd zlikwidował je po to, żeby nikt nie dowiedział się ile dzieci jest krzywdzonych :)

Szczerze mówiąc znam również spore grono dorosłych, którzy panicznie boją się dentysty. Jeśli ktoś ma kasę, a chodzi totalnie szczerbaty, to nie ma innego wytłumaczenia. W związku z tym – zgodnie z wnioskami z raportu – rozumiem, że wszystkie dzieci i sporo dorosłych było, lub jest molestowanych seksualnie, albo doznało (doznaje) przemocy w domu.

Świat zwariował. Wylaliśmy dziecko z przysłowiową kąpielą.

Dawno, dawno temu, kiedy dzieciak płakał, bo przewrócił się, albo było mu smutno, dorosły (nawet obcy) najzwyczajniej na świecie przytulał małą płaksę i było to najlepsze lekarstwo. Było też wielu „zboczeńców”, którzy potrafili pocałować (w sensie cmoknąć) stłuczone kolanko, łokieć albo nabitego guza, wypowiadając magiczne zdanie: „Do wesela się zagoi”. I płacz ustawał, nawet ból wydawał się mniejszy. Dzisiaj, w amoku doszukiwania się wszędzie gwałtu i zbrodni, na takie zachowanie pozwolą sobie nieliczni odważni.

Ostatnio trafiłam w sieci na dyskusję dotyczącą pedofilii. Rodzice zastanawiali się, gdzie jest granica między dobrem a złem. Jeden z ojców pytał: „Czy powinienem kąpać córkę? Jeszcze nie potrafi sama się umyć, bo ma 1,5 roczku. Kocham ją bardzo, ale co będzie jeśli – teoretycznie – żona się na mnie wkur..., zrobi zdjęcie niby do domowego albumu (ja i goła córka w wannie, którą siłą rzeczy dotykam), a potem trafię do sądu jako pedofil?” Brzmi przesadnie? Nie w dzisiejszych czasach.

Nie bronię pedofilów. Pedofilia to najcięższa zbrodnia przeciwko dziecku, bo je okrutnie krzywdzi. Dosłownie – w sensie bólu fizycznego. Niewyobrażalnie też niszczy jego psychikę. Powoduje problemy i koszmary, które prawdopodobnie będą mu towarzyszyć do końca życia. Takich dorosłych zwyrodnialców należy bezwzględnie i ciężko karać.

Mówię tylko, że tkwimy po uszy w oparach absurdu. Dzieciom potrzebna jest też czułość, a doszukiwanie się dosłownie wszędzie molestowania seksualnego świadczy chyba o tym, że zbyt wielu dorosłych ma problemy ze swoją seksualnością.

poniedziałek, 14 października 2013

Ulubione krakowskie dania :)

Uwielbiam krakowskie zakąski, szczególnie sześć pierwszych z poniższej listy :) A wszystkie pełne złaaaaaa... Mam jednak dylemat: czy to alkohol zbyt tani, czy kiełbasa zbyt droga? 

Ostatnio poszłam w poważne tematy, tymczasem życie często bywa żartobliwe. Uwielbiam żarciki sytuacyjne i obrazkowe. Przedstawiam moją najnowszą zdobycz foto z Krakowa.


                                              Fot: babadziwo007

Zwróćcie uwagę, że w tym menu kiełbasa i tosty są droższe od alkoholi (za wyjątkiem mojito). Przeciwnicy alkoholu, choćby stosowanego okazjonalnie i w cywilizowanych dawkach zakrzykną: bo alkohol zbyt tani! A ja zapytam: może to jednak kiełbasa zbyt droga?

W naszym ukochanym kraju jakąś chorą normą jest zarabianie 1 – 2 tys. zł. Zasiłek dla bezrobotnych wynosi obecnie przez pierwsze trzy miesiące 711 zł 48 gr na rękę, kolejne miesiące: 568 zł 50 gr na rękę. Za mało żeby żyć, za dużo żeby umrzeć...

Zauważyłam, że mam dużo czytelników poza granicami Polski, więc przełożę te kwoty na codzienne realia. Mieszkam w mieszkaniu Towarzystwa Budownictwa Społecznego. To mieszkania "na wynajem" określane mianem "dla średniozamożnych". Moja straszna rozpusta to 63 metry kwadratowe dla 4-osobowej rodziny – trzy pokoiki. Do niedawna mieszkało nas tu pięcioro, ale dzieci rosną :) Miesięczny czynsz (z wliczonym ogrzewaniem, wodą itp.) to ponad tysiąc złotych. Do tego rachunek za prąd, gaz, telefon i inne normalne wydatki, np. na jedzenie (to jest teraz najdroższe), a światłożercami nie jesteśmy :) Wydatki dla "bogatych" to np. bilet do teatru - ok. 50 zł, do kina - 20 zł.
Gdybyśmy zarabiali po tysiąc złotych – nie dostalibyśmy tu mieszkania.

Jakieś 5 lat temu przygotowywałam materiał dziennikarski dot. pewnych mechanizmów ekonomicznych. Zadzwoniłam do pani prezes pewnego komercyjnego banku. Rozmawiamy, dyskutujemy, pani prezes jednak posługuje się hermetycznym językiem finansistów. Ponieważ miał to być wywiad, proszę grzecznie, żeby sama wytłumaczyła rzecz całą językiem zrozumiałym dla ludu. Pani prezes banku po chwili zastanowienia mówi: "Weźmy więc za przykład osobę zarabiającą tysiąc złotych na miesiąc". Po trzech sekundach zastanowienia pani prezes poprawia się: "Nieee... nikt chyba dzisiaj tyle nie zarabia. Weźmy jako przykład osobę zarabiającą 10 tysięcy zł". Ręce mi opadły.
Jak daleko oderwali się prezesi i politycy od rzeczywistości?

Dlatego uważam, że to kiełbasa jest zbyt droga w stosunku do zarobków, a nie wódka zbyt tania. Bez wódki można żyć, a bez jedzenia?

poniedziałek, 7 października 2013

Schody do PKP piekła

Na dworcu PKP w Wejherowie, na świeżo wymalowanych ścianach tunelu, pojawiło się kilka kartek przyklejonych taśmą. To nie wandale sprofanowali świeżo wymuskane ściany. To ludzie na wózkach inwalidzkich wołali o pomoc.

Dla nich schody i te do tunelu, prowadzącego na drugą stronę miasta, i te na peron, to nie są schody do nieba, ale raczej schody do piekła.


     Fot. babadziwo007

Na kartkach napisali proste komunikaty skierowane do władz Wejherowa:



     Fot: babadziwo007


Przeczytałam i… trudno się z tym nie zgodzić. Na każdej stronie biuletynu władz miasta i na portalu miejskim wręcz roi się od opisywanych wspaniałych inwestycji (rzecz jasna – bez przekąsu - potrzebnych).
- Filharmonia Kaszubska w Wejherowie. Koszt całości ok. 60 mln zł (wg. „Dziennika Bałtyckiego” z grudnia 2012 r.). Na same rzeźby zdobiące front budynku (rzeczywiście zdobią, a nie szpecą) wydano ponad 250 tys. zł.
- Przebudowa ul. Pokoju (ok. 180 m). Koszt: 500 tys. zł.
- Przebudowywane są ulice: Panek, Morska, Konopnickiej, Kotłowskiego, Śmiechowska, skrzyżowanie ul. Sienkiewicza, 10-Lutego i św. Jana. Budowany jest parking przy ul. Konopnickiej. „Trwa również budowa ciągu pieszo-rowerowego pomiędzy ul. Partyzantów, a ul. Panek, wzdłuż Cedronu, na którym budowany jest nowy mostek” – chwali na portalu www.wejherowo.pl sekretarz miasta. Kwot nie znam, ale zapewne są niemałe.

Wszystkie te inwestycje są potrzebne – bez dwóch zdań. Wszyscy przecież narzekają na dziury w ulicach, więc szacun dla władz miasta.


Sprawdziłam ceny wind dla niepełnosprawnych, takich do tunelu PKP. To kwestia… kilku tysięcy złotych. Czy tak trudno sprawić, by mieszkańcom – takim samym jak ci, którzy chodzą samodzielnie – żyło się lżej? O wózkach z dziećmi i matkach, które powinny być chyba kulturystkami, by nosić te wózki, już nie wspomnę.