poniedziałek, 14 października 2013

Ulubione krakowskie dania :)

Uwielbiam krakowskie zakąski, szczególnie sześć pierwszych z poniższej listy :) A wszystkie pełne złaaaaaa... Mam jednak dylemat: czy to alkohol zbyt tani, czy kiełbasa zbyt droga? 

Ostatnio poszłam w poważne tematy, tymczasem życie często bywa żartobliwe. Uwielbiam żarciki sytuacyjne i obrazkowe. Przedstawiam moją najnowszą zdobycz foto z Krakowa.


                                              Fot: babadziwo007

Zwróćcie uwagę, że w tym menu kiełbasa i tosty są droższe od alkoholi (za wyjątkiem mojito). Przeciwnicy alkoholu, choćby stosowanego okazjonalnie i w cywilizowanych dawkach zakrzykną: bo alkohol zbyt tani! A ja zapytam: może to jednak kiełbasa zbyt droga?

W naszym ukochanym kraju jakąś chorą normą jest zarabianie 1 – 2 tys. zł. Zasiłek dla bezrobotnych wynosi obecnie przez pierwsze trzy miesiące 711 zł 48 gr na rękę, kolejne miesiące: 568 zł 50 gr na rękę. Za mało żeby żyć, za dużo żeby umrzeć...

Zauważyłam, że mam dużo czytelników poza granicami Polski, więc przełożę te kwoty na codzienne realia. Mieszkam w mieszkaniu Towarzystwa Budownictwa Społecznego. To mieszkania "na wynajem" określane mianem "dla średniozamożnych". Moja straszna rozpusta to 63 metry kwadratowe dla 4-osobowej rodziny – trzy pokoiki. Do niedawna mieszkało nas tu pięcioro, ale dzieci rosną :) Miesięczny czynsz (z wliczonym ogrzewaniem, wodą itp.) to ponad tysiąc złotych. Do tego rachunek za prąd, gaz, telefon i inne normalne wydatki, np. na jedzenie (to jest teraz najdroższe), a światłożercami nie jesteśmy :) Wydatki dla "bogatych" to np. bilet do teatru - ok. 50 zł, do kina - 20 zł.
Gdybyśmy zarabiali po tysiąc złotych – nie dostalibyśmy tu mieszkania.

Jakieś 5 lat temu przygotowywałam materiał dziennikarski dot. pewnych mechanizmów ekonomicznych. Zadzwoniłam do pani prezes pewnego komercyjnego banku. Rozmawiamy, dyskutujemy, pani prezes jednak posługuje się hermetycznym językiem finansistów. Ponieważ miał to być wywiad, proszę grzecznie, żeby sama wytłumaczyła rzecz całą językiem zrozumiałym dla ludu. Pani prezes banku po chwili zastanowienia mówi: "Weźmy więc za przykład osobę zarabiającą tysiąc złotych na miesiąc". Po trzech sekundach zastanowienia pani prezes poprawia się: "Nieee... nikt chyba dzisiaj tyle nie zarabia. Weźmy jako przykład osobę zarabiającą 10 tysięcy zł". Ręce mi opadły.
Jak daleko oderwali się prezesi i politycy od rzeczywistości?

Dlatego uważam, że to kiełbasa jest zbyt droga w stosunku do zarobków, a nie wódka zbyt tania. Bez wódki można żyć, a bez jedzenia?