poniedziałek, 15 października 2012

Jak okłamuje się klientów


Przyłapałam pewną sieć dużych sklepów na robieniu z klientów idiotów. Jak ich skłonić, żeby coś kupili? Zwyczajnie okłamać. Napisać wielkimi literami TANIO, przekreślić wyższą cenę, wpisać niższą i podkreślić ile to klient zyskuje. Tyle, że gdyby przyszedł przed promocją – zapłaciłby tyle samo i nie czuł się kretynem :)

Wychodziłam właśnie z pracy. Telefon z domu: „Zajdziesz po drodze do sklepu? Koty będą Ci wdzięczne, bo w szafce tylko marne resztki whiskasa”. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby głodowały. Uzależnione jakieś czy co? Nic innego nie chcą jeść. Zazwyczaj robię zakupy przy domu, ale po żarcie dla mruczących łaskawców chodzę do dużego sklepu pewnej sieci, bo akurat whiskas mają sporo taniej. Nie w promocji jakiejś, tylko taniej na stałe. Poszłam więc do tego samego sklepu co zawsze. Stanęłam przed półką z whiskasami. Zapakowałam do koszyka 10 puszek, kiedy przypomniało mi się, że „suchy” też się kończy. I wtedy zobaczyłam to:


Super cena, dzięki której miałam zaoszczędzić 2 zł, wydała mi się jakaś znajoma. W końcu nie byłam tu pierwszy raz w celu nabycia drogą kupna kociego jedzenia. Ponieważ nie lubię, jak ktoś mnie „robi w konia” (czy ktoś wie skąd wzięło się to powiedzonko?) odgięłam w górę żółtą karteczkę, z której wynikało, że teraz suche kocie paskudztwo kosztuje tylko 14,99 zł, a jak rozumiem przedtem kosztowało 16,99 zł. Przecież inaczej chyba nie przekreśliliby ceny 16,99 zł? Pod tą zachęcającą karteczką tkwiła ta sama co zawsze biała kartka z ceną – też tą samą co zawsze: 14,99 zł. Przesunęłam więc żółtą kartkę w prawo i cichcem cyknęłam fotkę obu cenom jednocześnie. Wybaczcie marną jakość tych fotek, ale jakoś nie chciałam używać lampy błyskowej. Nie przypuszczam, żeby mój pomysł z robieniem fotek w tej sytuacji spodobał się ochroniarzom :)

Sieć o której piszę obchodzi aktualnie urodziny i z tej okazji zachęca: „Sięgnij po setki wyjątkowych promocji!” To cytat z ich firmowej gazetki i niezliczonych plakatów. Skoro tak, to zaczęłam biegać po sklepie i odkrywać te „wyjątkowe” promocje. Wszędzie to samo. Żółta kartka z przekreśloną niby wyższą ceną, dużymi literami cena niby niższa, i informacja ile to klient zyska. Wszędzie pod żółtą kartką pozostawiono małą, białą karteczkę z właściwą ceną równą tej niby promocyjnej. Wszędzie poodsuwałam „żółte” na bok, żeby było widać to, co wcześniej było zakryte. Niżej kilka dowodów rzeczowych (Activia z ziarnami zbóż, czosnek chilli i napój gazowany o smaku cytryny). Rzecz jasna nie sfotografowałam wszystkich karteczek z „promocjami”, bo nie starczyłoby tu miejsca na ich pokazanie.

Przyznaję, że poczułam się jak głupek, któremu wciska się kit. Rzecz jasna wiem, że nie ma nic za darmo. Wiem, że na promocje trzeba uważać. Jednak zastanawiam się, czy właściwe ceny (te na białych kartkach) pozostawiono pod tymi żółtymi promocyjnymi z lenistwa, czy też dlatego, że być może uznano klientów z klucza za kretynów? A może by w tych ciężkich czasach – skoro już sieć chce z okazji urodzin zrobić klientom prezent – naprawdę obniżyć ceny? Czy ładnie jest tak kłamać? Czy prezesom i dyrektorom urosły już nosy – wzorem Pinokia?

Fot: Babadziwo007