sobota, 2 listopada 2013

Grillowanie przy grobach i wreszcie Muzyka

Śmiertelne ofiary wycieczek na groby i bluzgi za kółkiem w drodze na cmentarz... Czy to właściwy sposób oddawania szacunku zmarłym? I ten popcorn pod cmentarną bramą... Ubocznym skutkiem Święta Zmarłych jest fakt, że w radio w końcu słychać Muzykę – przez duże M. Szkoda, że jak zwykle brakuje w eterze polskich kapel.

Co roku w przewrotne zdumienie wprawiają mnie policyjne bilanse podsumowujące sytuację na drogach w dniu tego święta. 1 listopada zdarzyły się w tym roku 74 wypadki, zatrzymano 315 nietrzeźwych kierowców, rannych zostało 90 osób, a zginęło 8. Czy to dużo czy mało? Nie o to chodzi.

Absurdalną wydaje mi się sytuacja, że w amoku stadnego gnania na groby bliskich niektórzy sami trafiają na cmentarz – w roli zmarłego. Dlaczego? Być może chodzi o to, że człowiek do wszystkiego musi mieć okazję, czego osobiście zupełnie nie rozumiem. Jeśli zmarły był nam bliski i chcemy to wyrazić odwiedzając jego mogiłę, dlaczego musimy robić to dokładnie wtedy, kiedy wszyscy? Czy stadne zapalanie zniczy na grobach oznacza wyższą formę oddania szacunku zmarłemu? Według mnie, jeśli ktoś rzeczywiście został w naszej pamięci, to należy wyrażać to nie tylko z okazji. Tak, wiem, 1 listopada przypada święto kościelne Wszystkich Świętych, ale czy należy je uczcić za cenę wściekłości za kierownicą (bo korki), bluzgania za kółkiem (bo korki), a jeśli już w końcu uda się dotrzeć na cmentarz – przepychania się przez dziki tłum? Czy to sprzyja przywoływaniu wspomnień o tym, dla którego przedzieraliśmy się przez tę dżunglę samochodów? Czy takie świętowanie za cenę życia 8 osób (do których za rok kolejni będą przedzierać się przez korki i bluzgać na innych kierowców, czy na ścisk w autobusach) jest w porządku?
Przypuszczam, że zmarły nie pogniewa się, jeśli w spokoju i skupieniu odwiedzimy jego grób kilka dni przed 1 listopada, lub kilka dni później - ofiar na drogach będzie mniej.

Śmiesznym obrazkiem są dla mnie kramy rozstawiane od kilku lat przy cmentarnych bramach. Rozumiem, że przy okazji takiej wyprawy można zgłodnieć, ale stoiska z watą cukrową, popcornem i kiełbaską skwierczącą na grillu jakoś mi tu nie pasują. Jakieś to jarmarczne jest, nie mające nic wspólnego z zadumą nad przemijaniem. Dawniej ludzie radzili sobie na cmentarzu bez popcornu... Owszem były stoiska, ale ze zniczami i kwiatami.

Ubocznym skutkiem tego święta jest fakt, że w końcu bez obrzydzenia można posłuchać radia. Zauważyłam, że 1 listopada oraz w dniach żałoby narodowej chyba wszystkie stacje radiowe nadają po prostu dobrą Muzykę. Wczoraj usłyszałam m.in. Johna Lennona, Queen, Red Chot Chilli Peppers, Phila Collinsa. Nie było za to słychać sztucznie lansowanych przez przemysł muzyczny i reklamodawców gwiazdeczek typu Justin Bieber. Moje uszy nie były też katowane hip-hopem i disco polo. Szanuję każdą muzykę, ale dlaczego obok hip-hopu i disco polo tak rzadko można usłyszeć m.in. rock, blues, reggae? Dlaczego poza smutnymi okazjami radio serwuje nam papkę muzykopodobną, zamiast muzyki? Odpowiedź jest prosta: bo muzyka w radio to też jest biznes, który ściąga reklamodawców, dla których – żeby sprzedać bluzy z kapturem i spodnie z krokiem na wysokości kolan – trzeba słuchaczy zalewać hip-hopem.
Śladowe ilości polskich wykonawców w polskich rozgłośniach radiowych zostały tego dnia bez zmian. Szkoda, bo mamy czym się pochwalić: Kapela Ze Wsi Warszawa, Żywiołak, Artrosis, Świetliki, Vavamuffin, Oberschlesien, Sweet Noise, Coma, Luxtorpeda... Wymieniać można by długo i w różnych stylach.

Posłuchajcie polskiej Luxtorpedy. Kawałek dobrej muzyki z dobrym przekazem przydatnym nie tylko niepełnosprawnym. Jest w tym moc...