niedziela, 9 września 2012

Reinplantacja boho na lookbooku


Zastanawiam się, czy dziwolągi językowe wtłaczane do języka polskiego oraz umiłowanie do nazywania czegoś koniecznie po angielsku, nie wynika z kompleksów Polaków? Bo niby coś, co nie brzmi po polsku jest chyba jakby lepsze w naszych wyobrażeniach... Im bardziej wymyślna nazwa – tym ważniejsze zjawisko...

Kilka dni temu natknęłam się na takie „super ważne” zjawisko w supermarkecie Intermarche (swoją drogą dlaczego nie ma już sklepów tylko markety i nie robimy już zakupów tylko chodzimy na shopping?). Kiedy zapakowałam do koszyka herbatę, ser i „to, czym życie się słodzi”, doszłam do rzędu pustych półek. Widok trochę zaskakujący w sklepie, gdzie odnosi się raczej wrażenie, że towaru jest tyle, że brakuje dla niego miejsca. Pewnie dlatego ktoś z personelu sklepu (bo któż by inny?) logicznie pomyślał, że sytuację należy wyjaśnić klientom i do pustych półek przylepiono taką oto kartkę, której nie omieszkałam sfotografować:


Kiedy wróciłam do domu, „wujek google” nie znalazł słowa „reiNplantacja” w swoich zasobach. Owszem znalazł słowo „reiMplantacja”, ale wszystkie znaczenia były związane z medycyną (reimplantacja zęba, autogennej tkanki tłuszczowej, moczowodów itp.) Dlaczego nie można było napisać po prostu: „przeniesienie towaru”? Byłoby nudno i zbyt zrozumiale?

Zaintrygowała mnie również reklama TESCO, w której zachwalają kartę CLUBCARD, czyli kartę „Klubową kartę” :) Dowód ze strony TESCO:


Nieustannym powodem do radości jest lektura ogłoszeń dotyczących pracy. W ciągu 10 minut przejrzałam ich kilka i wynotowałam takie oto mądre określenia jednego z zawodów (pisownia oryginalna – wszystko z dumą, z dużej litery): „Konsultant ds. Kontaktów z Klientami”, „Partner Sprzedaży”, „Przedstawiciel handlowy – Dystrybutor – Agent”, „Mobilny Doradca Biznesowy Sieci”, „Regionalny Inżynier Sprzedaży”, „Brand Activation”, „Manager Zespołu”. Jeśli ktoś się nie zorientował, to tłumaczę: chodzi o akwizytora :) Dlaczego akwizytor nie może być po prostu akwizytorem, a sprzątaczka – sprzątaczką? No nie, sprzątaczka to przecież konserwator powierzchni płaskich :)

No i na deser mój „ulubiony” świat mody. Zainspirowała mnie fashionistka, która lubi na lifestylowym serwisie shoppingowym przeglądać lookbooki. A tam można natknąć się na styl boho.
Spróbujmy przetłumaczyć: osoba interesująca się modą lubi przeglądać katalogi ze zdjęciami najnowszych kolekcji na stronie internetowej poświęconej modzie, gdzie przy okazji może kupić torebkę czy sukienkę.
No i tak doszliśmy do stylu boho. Kiedy w jakimś „babskim” czasopiśmie znalezionym w podmiejskim pociągu zobaczyłam pierwsze przykłady – styl wydał mi się dziwnie znajomy :) W wikipedii znalazłam taką oto definicję: „Boho-chic - styl w modzie, łączący hippisowską feerię barw z luzem surferów i oryginalnością bohemy (stąd nazwa). Elementami stroju są długie, luźne spódnice, futrzane kamizelki, dżinsowe kurtki, kolorowe tuniki, szerokie paski, duże torby. Styliści odkryli go w roku 2004.”
Hmmm... A ja pamiętam takie obrazki z dzieciństwa – w końcu dzieci-kwiaty były nawet w przaśnym PRL-u. Stroje w stylu boho widziałam też choćby na jednym z moich ulubionych filmów czyli „Hair”. Tyle, że Milos Forman nakręcił go w 1979 r. Przypomnijcie sobie jeden z kadrów (www.filmweb.pl).



Z kolei "La Boheme" czyli opera Giacoma Pucciniego, znana pod polskim tytułem "Cyganeria" pochodzi z 1896 r., a dzieje się na początku XIX w. w Paryżu. Już wtedy cyganeria artystyczna ubierała się w stylu boho :) Dobrze, że styliści odkryli taki "new look" w 2004 r. :) I jak oryginalnie nazwali :)