"Przepraszam, czy
ma pani lupę?" - wściekła zapytałam, najgrzeczniej jak
umiałam, sprzedawczynię w sklepie. Młoda kobieta w okularach
popatrzyła na mnie z politowaniem (poczułam się jak ślepa mumia,
co uciekła z grobowca), po czym pewna siebie wzięła butelkę,
którą trzymałam w ręku...
Po chwili przysuwania i
odsuwania od siebie literek na etykietce, wyraz politowania znikł z jej twarzy. "Też nie mogę przeczytać, choć od niedawna mam
nowe, świeżo dobrane okulary. Może to dobry pomysł z tą lupą?
Jutro przyniosę i niech leży na w razie czego".
W sklepie szukałam
jakiejś wódki czy likieru na miodzie, żeby w przyjemny sposób
podleczyć przeziębionego małżonka. Gorąca herbatka z taką
"wkładką" jest przyjemniejsza w spożyciu niż łykanie
tabletki polopiryny, a efekt rozgrzewający znacznie lepszy. Jedyne
coś, co by się ewentualnie nadawało, to "małpka"
"Balsamu kresowego" – napis większymi literami "smak
korzennych przypraw" mógł sugerować obecność miodu.
Próbowałam sprawdzić moje przypuszczenia, ale pokonała mnie
rzeczywistość, choć normalnie radzę sobie bez okularów. Flaszka:
pojemność 200 ml, wysokość 17 cm i – UWAGA – WYSOKOŚĆ LITER
NA ETYKIECIE: 1 mm. Znaczy 1 mm miały duże litery, bo
małe siłą rzeczy były mniejsze. Po co ta etykietka, skoro nie
można przeczytać? A może producent chce coś ukryć?
Ze wspomnianą polopiryną
rzecz ma się podobnie – przynajmniej jeśli chodzi o reklamy
telewizyjne. Czy widzicie tekst zajmujący 3/4 obrazka (patrz niżej)?
Znów małe literki – chyba, że ktoś ma telewizor na całą
ścianę to będą większe, ale nawet wtedy nie ma szans przeczytać
składu, wskazań i przeciwwskazań, bo pokazywanie tych literek trwa
2 sekundy. Nie, nie zgaduję. Zmierzyłam. I tak oto dla dobra
pacjentów jakiś czas temu prawnie nakazano podawanie tego typu
informacji przy reklamach leków. Producenci podają, kupujący leki
i tak nie przeczytają, bo nie mają jak, a twórcy prawa zadowoleni
i śpią w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
W przypadku pożyczek
twórcy prawa popisali się tak samo znakomicie, jak w przypadku
leków. Jako przykład tym razem reklama prasowa. Wiecie jakiej
zazwyczaj wielkości są reklamy prasowe? Takiej też. No to
spróbujcie przeczytać ile wynosi RRSO dla tej pożyczki i pozostałe
informacje wymagane prawem. To te dwie czarne kreski pod numerem
telefonu. Zamysł (tak jak w przypadku leków) dobry, ale co z tego?
Wyszło jak zawsze.
O ile mogę sobie jakoś
wytłumaczyć (z punktu widzenia reklamodawcy) te mikroliterki w
przypadku pożyczek (jeszcze ktoś by się zniechęcił, gdyby
przeczytał), to nie rozumiem sensu małych literek w przypadku
"Balsamu kresowego". Treść małymi literkami brzmi:
"łączy w sobie delikatny smak suszonych owoców, szlachetność
aromatu korzennych przypraw oraz ciepłą barwę karmelu" i coś
o kunszcie i tradycji gorzelników. I zupełnie już nie rozumiem
sensu ulotki z ofertami sprzedaży mieszkań. Ta poniżej jest
formatu A5 (14,8 cm na 21 cm). Literki w opisach ofert również mają
1 mm. To pozorna oszczędność miejsca, a w praktyce antyreklama.
Sztuka sztuką, życie życiem...