Relacje
z obchodów Dnia Niepodległości po raz
kolejny uzmysłowiły mi jak media – nie zawsze w sposób
zamierzony – kreują rzeczywistość. I tak oto zadymiarze w
kominiarkach stają się bohaterami dnia, a politycy – celebrytami.
Skoro są znani, to wygrywają wybory. Szkoda, że wielu z nich
oprócz brylowania na salonach niewiele ma do zaoferowania
społeczeństwu.
Narodowe
Święto Niepodległości obchodzimy na
pamiątkę ponownego scalenia Polski po rozbiorach, po 123 latach
życia pod zaborami - jest z czego się cieszyć. Święto zostało
przywrócone w 1989 r. – to już wywalczyli współcześni nam.
Tymczasem wszystkie media – chyba bez wyjątku – skoncentrowały
się na relacjonowaniu wyczynów chuliganów i roztrząsaniu czy to
policja urządziła „kocioł”. Znaczy znów wszystko przez
policjantów? Niechętnie staję w obronie policji, ale czy
funkcjonariusze mieli dać się ukamienować przez naszych
wspaniałych rodaków w kominiarkach,
żeby media nie robiły z policjantów winnych zamieszek?
Wróćmy
jednak do ludzi w kominiarkach. Dlaczego robią zadymy przy okazji
wszelkich pokojowych manifestacji? Bo wiedzą, że wszystkie media to
pokażą, że będą tematem dnia, że kumplom pochwalą się jakie
„jaja” zrobili, a wszyscy to oglądali. I jeszcze policji dokopią
– piórami, mikrofonami i kamerami dziennikarzy. Nie doszukiwałabym
się tu większej ideologii. I dzieje się tak, jak chuligani chcą.
Nie jest to wina dziennikarzy, ale właścicieli mediów i wydawców.
No bo jeśli w stacji XX pokażą rozpierduchę w Warszawie, a stacja
YY z premedytacją przemilczy ten fakt, to dziennikarze stacji YY
nazajutrz mogą sobie szukać innego zajęcia. Jeśli w gazecie ZZ
opiszą, że polityk puścił bąka, a gazeta CC nie będzie miała
tego „super newsa”, to dziennikarz gazety CC nazajutrz… To
jakiś chory wyścig trwający od wielu lat. Coraz bardziej śmieszny
w dobie internetu. Kiedyś każdy z dziennikarzy sam zdobywał
tematy. Dzisiaj – jeśli mówimy o ogólnie dostępnych zdarzeniach
– wystarczy śledzić neta.
Co
stałoby się, gdyby media zrelacjonowały
obchody Dnia Niepodległości
i jedynie napomknęły, że była zadyma? Gdyby zmieniły proporcje?
Gdyby ilustracją materiałów dziennikarskich nie były fotki
kretynów w kominiarkach rzucających racami i kamieniami? Być może
następne marsze i wiece nie cieszyłyby się tak dużym
zainteresowaniem zadymiarzy?
No bo po co? Gwiazdami by przecież nie zostali.
Podobnie
rzecz ma się z kreowaniem na medialne
gwiazdy ludzi, którzy wiele mówią, a niewiele robią. Jest to
szczególnie groźne w przypadku polityków, bo to oni decydują o
tym, jak nam się żyje. Kilka miesięcy po pewnych wyborach
parlamentarnych spotkałam dawnego radnego miasta, który właśnie
awansował na posła. To człowiek z zasadami. Naiwnie myślał, że
jak zostanie posłem, to będzie mógł jeszcze więcej zrobić dla
społeczeństwa niż w czasach, kiedy był samorządowcem. Na moje
pytanie „I jak znajduje się pan w roli posła? Możliwości
większe?” posmutniał jakoś i odpowiedział: „Naiwny nie
jestem, ale nie myślałem, że to działa aż tak. Jestem trybikiem
w maszynie. Nie mogę mieć własnego zdania. Dyskusje na ważne
tematy wewnątrz własnego ugrupowania są źle widziane. Mam robić
co mi każą. Kto? Nieliczna grupka stojąca na czele partii i kilku
bezwarunkowo im przytakujących. Tych przytakujących ciągle widać
w mediach.”
Przyjrzyjmy
się kto wypowiada się w mediach? To cały
czas ten sam zestaw nazwisk. To często ludzie, którzy niekoniecznie
mówią merytorycznie, ale powodują, że np. jest śmieszniej. Czym
innym wytłumaczyć olśniewającą karierę Nelli Rokity? Zmiana
fryzury czy rękawiczek i telewizja informacyjna (?) już miała
newsa. A Kazimierz Marcinkiewicz? Czy to na nartach w śmiesznej
czapce, czy to recytujący ukochanej kiepskie wierszyki – jest
news. A po tych wszystkich śmiesznych rzeczach, które wyprawiał –
jest zapraszany do rozmowy na poważne tematy w roli eksperta. Hmmm….
Jeśli miał coś do powiedzenia, to dlaczego zawsze lał wodę, choć
nie musiał już kierować się interesem partii? Politycy
zamieszani w poważne afery w cywilizowanym kraju odeszliby w niebyt.
U nas – z honorami są zapraszani przed kamery do dyskusji o
przyszłości Polski. I leją wodę. I wszyscy ich znają. Jedynie w
Superstacji można posłuchać trochę innego zestawu gości z grona
posłów, senatorów.
To
nie jest przypadek, że przed wyborami
partie szukają kandydatów, którzy noszą nazwiska znane z mediów.
Bo nie wybieramy ludzi, którzy coś zmienią w naszej popapranej
rzeczywistości, tylko wybieramy ludzi, których nazwiska znamy. A że
taki ktoś nie nadaje się do podejmowania ważnych decyzji? Nie
szkodzi. I tak będzie tylko trybikiem w partyjnej maszynce.
Gdyby
tak właściciele mediów mieli odwagę, by
przestać się ścigać w pokazywaniu dupereli typu nowa garsonka
jakiejś pani poseł i skarpetki posła ubrane
do sandałów, to ci posłowie musieliby się wykazać wiedzą i
działaniem, jeśli chcieliby zaistnieć w mediach. Może przy następnych wyborach rozdanie byłoby lepsze?
Gdyby tak media przestały opisywać i pokazywać chuliganów w roli
bohaterów dnia, to może byłoby trochę mniej zadym?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz