Horrendalne ceny benzyny
powodują lawinowy wzrost fantazji moich rodaków. A przede wszystkim
wymuszają ekologiczny sposób życia :)
Do niedawna punktem honoru
i wyznacznikiem zamożności każdej rodziny (singielek i singli też)
było posiadanie samochodu. Nieważne czy był on stary czy nowy, czy był używany
codziennie (bo stać na benzynę) czy nie. Być może dlatego nasi
sąsiedzi kilka lat temu kupili sobie autko.
Z perspektywy naszego
trzeciego piętra, a właściwie z perspektywy naszego balkonu,
mimowolnie od dawna obserwujemy to cudo. Stoi sobie na chodniku,
pod oknem swoich właścicieli. Stoi dość uporczywie, bo przez
niemal cały tydzień. W sobotę sąsiad wychodzi dumny niczym paw
przed blok i myje, pucuje, poleruje to swoje cacuszko. Czekam
kiedy zacznie się przytulać czule do maski, a może nawet obdarzy
buziakiem np. w lusterko. Po tym sobotnim rytuale wraca do domu, a
autko nadal dzielnie moknie pod jego oknem. Aż w końcu przychodzi
ten wielki dzień. Przychodzi niedziela. Rodzinka odpicowana w swoje
najpiękniejsze ubranka, z podniesioną głową wychodzi przed blok,
rozgląda się czy sąsiedzi widzą tę chwilę triumfu, chwilę
podziwia tę swoją chlubę, po czym wsiada i odjeżdża. Po godzinie
lub dwóch wracają. Wysiadają i autko ma spokój do następnej
niedzieli.
Kiedyś wybraliśmy się
na spacer. Trasa wiodła obok kościoła. I zagadka została
rozwikłana. Sąsiedzi mają samochód po to, żeby co niedzielę zajechać
z fasonem przed kościół. No i zapewne po to, żeby
pochwalić się rodzinie i znajomym.
Uprzedzam pytania: do
kościoła jest 20 minut na piechotę :) a w tejże rodzinie wszyscy
są sprawni ruchowo – żadne chodzenie o kulach, ani poruszanie się
na wózku inwalidzkim. Żeby dostać się do pracy – biegną
dzielnie do autobusu.
I oto galopujące ceny
benzyny być może przyniosą im wybawienie od towarzyskiego
obowiązku posiadania autka, bo być może zmienia się w końcu
mentalność. Oto niektórzy potrafią już zrezygnować z samochodu
i przyjechać do sklepu wierzchem, na psie :) Skoro w filmie "Sami
swoi" Wicia (Witek) mógł przyjechać wierzchem na kocie,
to dlaczego dzisiaj nie można na psie?
Fot. babadziwo007
Dodam tylko, że bywają
sytuacje, kiedy moja rodzina jest uznawana za dziwaków, bo od
kilkunastu lat z premedytacją nie mamy samochodu. Nie mamy takiej
potrzeby. Tam gdzie musimy dotrzeć – jedziemy komunikacją
miejską. A przede wszystkim nie lubimy być pionkiem w grze
drogowej, gdzie ten kto jedzie zgodnie z przepisami jest postrzegany
jako łamaga i nieudacznik. Poza tym jak idziemy na imprezę, to nie
musimy kłócić się o to, kto dzisiaj wypije szklaneczkę albo
dwie, a kto siedzi smutny o suchym pysku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz